wtorek, 18 września 2012

Nie znasz dnia ani godziny...

Ludzi słuchających U2 jest mnóstwo. Do takich i my należymy, jednak czas naszego spotkania ustalił Ktoś tam u góry.
Dwa lata temu moja żona (basisty) miała ze mną problem. Zbliżała mi się czterdziestka - co mi tu kupić w prezencie? Jako że jest mistrzynią niespodzianek, postanowiła wybadać temat po znajomych. Padło na Darka. Cóż biedak mógł doradzić... Sam będąc zagorzałym fanem U2, brodzącym w ich muzyce od pierwszej ich płyty, burząc zacisze domowe grającym U2 gitarzystą...
- Czy szanowny małżonek słucha U2?
- Mowa. Ma prawie wszystkie ich płyty. Oprócz kilku, które mu nie siadły. Nie wiem jednak, których bo się nie znam - odpowiedziała.
- A może gra na czymś? - zapytał nieśmiało.
- Na gitarze, kiedyś trochę na klawiszach i dawno dawno temu na basie. - wypaplała.
Tego mu było trzeba.
- To może gitara basowa? Razem byśmy sobie grali... - zaczął - Będę w przyszłym tygodniu w Warszawie w sklepie muzycznym i mogę kupić.
I tak to dwa łotry dogadały się co do mojej najbliższej przyszłości.
Po dwudziestu jeden latach niegrania na basie - szumnie powiedziane grania, przecież wtedy jechałem z punkiem - instrument ten wylądował w moich rękach. Zaczęło się... Darek już nie był osamotniony w burzeniu zacisza domowego - robiliśmy to we dwóch. Na początku u mnie w domu, potem już tylko u niego. Tak było łatwiej. Ja miałem do zabrania tylko bas i piec. Darek będąc pedantem wiernego brzmienia, uzbierał tyle elektroniki że sporo czasu zabierało pakowanie tego wszystkiego, rozkładanie, że o noszeniu nie wspomnę. 
Zrobiliśmy kilka kawałków i pojawiły się apetyty. Zachciało się nam perkusisty i wokalisty. Zaczęły się schody. Skąd, gdzie co i jak... Od czego się ma jednak znajomych i przyjaciół? Rozpuściliśmy wici. Migiem się okazało, jak mało niektórych znam. Kumpel, z którym nie jednego głębszego się udało pokonać miał życiorys bardzo podobny do mojego. Dziesięć prawie lat temu grał na perce. Nawet gdzieś tam pojedyncze bębny po piwnicach mu się walały. Yeah! - jak mawiają w moich stronach ludzie pochodzący z juesej. Do szczęścia brakowało nam już tylko Bono. Tu kłopot był największy. Nikt ze znajomych, nikt z ogłoszeń - kicha.
Pewnej próby, Darek doznał jednak olśnienia. Przypomniał sobie o pewnym kliencie jego żony. Archimedes krzyknął by w tym momencie po swojemu, my z Bartkiem użyliśmy określenia bardziej współczesnego i popularnego w naszej szerokości geograficznej. Telefon i jest jest jest.

Teraz mam lenia i nie chce mi się pisać jakimi trudnościami sprzętowo-lokalowymi obdarował nas w między czasie los. Częściowo (bo nam zawsze mało) pokonaliśmy je i gramy! We czterech!


Zapraszamy na naszą stronę:
www.nyd-u2.pl i na facebooka: www.facebook.com/NewYearsDayU2TributeBand

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz